W lutym 2025 r. warszawski sąd rozpoczął pilotaż programu „Mediacje frankowe”. Celem było odciążenie wydziału zajmującego się sprawami frankowymi przez zachęcenie stron do pozasądowych porozumień. Jednak już początek inicjatywy pokazuje jej ograniczoną skuteczność.
Choć większość spraw wciąż trwa, dostępne dane budzą poważne zastrzeżenia. Niska efektywność i brak istotnych rozstrzygnięć wskazują, że program nie spełnia założeń. Trudno też mówić o realnym zainteresowaniu – zarówno po stronie kredytobiorców, jak i banków.
Mediacje wystartowały zbyt późno. Do tego czasu w sądach pozostali głównie świadomi i zdeterminowani klienci banków, którzy szukają jednoznacznych wyroków, a nie kompromisu. Dla nich ugoda nie jest rozwiązaniem.
Dotychczasowe doświadczenia sugerują, że szanse na sukces są minimalne. Program zdaje się być spóźnioną próbą naprawy systemu, który już działa według innych reguł.
Mediacje frankowe w Warszawie? Dane pokazują, że to ślepa uliczka
Między lutym a początkiem kwietnia 2025 r. warszawski Sąd Okręgowy skierował do mediacji 1418 spraw frankowych. Do 7 kwietnia zakończono zaledwie 27 postępowań. Tylko dwie sprawy zakończyły się ugodą. Reszta wróciła na wokandę lub utknęła w toku.
Wskaźnik skuteczności? Ledwie 0,14%. To sygnał, że inicjatywa nie trafia w potrzeby uczestników.
Mediacje są dobrowolne – obowiązkowe jest jedynie pierwsze spotkanie informacyjne. Jednak dane wskazują jasno: kredytobiorcy nie chcą iść na kompromisy. Dla wielu to tylko kolejny etap, który wydłuża postępowanie bez szans na satysfakcjonujące rozwiązanie.
Frankowicze, zazwyczaj dobrze przygotowani i zdeterminowani, traktują mediacje jako zbędny przystanek. Ich wcześniejsze doświadczenia z bankami nie dają podstaw do wiary w sens rozmów. Ugody nie oferują im tyle, co wyrok sądu.
Mimo że program dopiero się rozpoczął, pierwsze liczby nie pozostawiają złudzeń – zainteresowanie mediacją jest znikome. Pomysł, który miał odciążyć sądy, dziś wydaje się chybiony.
Za późno na ugodę – frankowicze chcą wyroków, nie rozmów
Po latach sporów sądowych w sprawach frankowych, na salach pozostali ci, którzy dobrze wiedzą, o co walczą. To kredytobiorcy zdeterminowani, świadomi swoich praw, nastawieni na rozstrzygnięcie przez sąd, nie na kompromis. Szczególnie nie na taki, który dyktuje bank.
Mediacje pojawiły się, gdy ugodowi klienci dawno zniknęli z sądów. Wielu podpisało porozumienia wcześniej – korzystając z propozycji banków lub licząc na systemowe rozwiązania. Ci, którzy wybrali proces, zrobili to celowo, w pełni świadomie rezygnując z ugód.
Banki oferowały porozumienia od 2020 r. Do lutego 2024 r. podpisano ich blisko 87 tys. Ale w tym samym czasie do sądów wpłynęła niemal identyczna liczba nowych spraw. To pokazuje, że wielu kredytobiorców świadomie odrzuciło ugody i zdecydowało się na proces.
Jeśli ktoś po pięciu latach ugodowych propozycji nadal walczy w sądzie, trudno oczekiwać, że zmieni zdanie z powodu mediacji zaproponowanej na ostatnim etapie postępowania. Dla tych frankowiczów ugoda to już nie opcja. Liczy się tylko wyrok – jednoznaczny, trwały i dający pełne bezpieczeństwo prawne.
Pewne zwycięstwo w sądzie, niepewna ugoda z bankiem
Frankowicze rezygnują z mediacji, bo znają swoje szanse. I są one wyjątkowo wysokie.
W 2024 r. kredytobiorcy wygrywali przed sądami w 97–98% przypadków. To nie trend – to stabilny standard. Orzecznictwo jest po ich stronie, wspierane dodatkowo przez wyroki TSUE. Wygrana oznacza unieważnienie umowy, zwrot wszystkich wpłat, odsetki i koniec spornej relacji z bankiem.
A co daje mediacja?
Najczęściej – propozycję przewalutowania lub częściowego umorzenia. Dla frankowiczów to niewystarczające. Porozumienie, które pozostawia umowę w mocy, nawet po zmianach, nie rozwiązuje problemu, tylko go łagodzi. Tymczasem sąd daje realne rozstrzygnięcie i pełną korzyść finansową.
Większość kredytobiorców już wcześniej analizowała oferty ugód. Wielu z nich miało w ręku kilka propozycji od banków. Odmówili, bo warunki były gorsze niż to, co mogą uzyskać wyrokiem.
Z tej perspektywy mediacja nie ma sensu. Wymaga ustępstw tam, gdzie można oczekiwać pełnej wygranej. Dlatego frankowicze nie godzą się na kompromis. Widzą, że to gra niewarta ryzyka. Wolą czekać na wyrok – bo wiedzą, że ten zapewni im to, czego mediacja dać nie może.
Im dłużej trwa proces, tym więcej zyskują frankowicze
Wbrew założeniom programu mediacji, przewlekłość postępowania sądowego nie zniechęca wielu kredytobiorców. Dla nich to często realna korzyść finansowa.
Gdy sąd unieważnia umowę, bank musi oddać wszystkie wpłaty – raty, prowizje, inne koszty. Ale to nie wszystko. Od momentu złożenia pozwu do prawomocnego wyroku naliczane są odsetki ustawowe za opóźnienie. W 2024 r. wynosiły one 11,25% rocznie.
To oznacza, że każdy miesiąc czekania zwiększa końcową kwotę do zwrotu.
Przykład? Przy roszczeniu 200 tys. zł trzyletni proces może dać dodatkowe 67,5 tys. zł w samych odsetkach. Dla frankowicza to konkretna suma – pewny zysk przy niemal gwarantowanej wygranej.
Ugoda ten mechanizm wyłącza. Banki oczekują wtedy rezygnacji z odsetek i części roszczeń. Z perspektywy konsumenta to strata. Dlatego wielu z nich nie widzi sensu w szybkim zakończeniu sprawy.
Długi proces nie boli – opłaca się. Czas gra tu na korzyść kredytobiorców. To bankom zależy na tempie, nie klientom. Mediacja? Dla wielu to propozycja, która zabiera pieniądze, nie daje bezpieczeństwa.
Dla wielu frankowiczów to nie tylko pieniądze – to sprawa zasad
Choć korzyści finansowe mają znaczenie, spór frankowy dla wielu kredytobiorców stał się czymś więcej niż walką o zwrot pieniędzy. To forma sprzeciwu wobec patologii w systemie finansowym.
Wielu z nich mówi wprost – chodzi o uczciwość. O pokazanie, że bank nie może bezkarnie oferować nieprzejrzystych produktów i umów, które łamią prawo. Każdy korzystny wyrok to dla nich nie tylko osobiste zwycięstwo, ale też dowód, że system działa i chroni konsumenta.
Frankowicze traktują swoje sprawy jako narzędzie zmiany. Przez pozwy chcą doprowadzić do realnej odpowiedzialności sektora bankowego. Chcą, by nieuczciwe mechanizmy nie wróciły pod inną nazwą.
Ugoda w tym ujęciu często jawi się jako problem – bank nie przyznaje się do winy, nie ma wyroku, który potwierdza nielegalność zapisów w umowie. Zamiast rozliczenia i przejrzystości, dochodzi do cichego zamknięcia tematu.
Dla wielu to nie do przyjęcia. Ich celem nie jest szybki kompromis, lecz jasny sygnał – takie działania mają konsekwencje.
Ruch frankowiczów – wspierany przez organizacje i prawników – nie tylko wpływa na jednostkowe sprawy, ale zmienia rynek. Przez masowe pozwy udało się wyrugować część toksycznych zapisów i wymusić reformy.
Dlatego mediacja dla wielu kredytobiorców nie jest opcją. Postrzegają ją jako rezygnację z walki o porządek i sprawiedliwość. W ich oczach sądowy wyrok ma wartość nie tylko prawną, ale i społeczną.
Mediacja pod presją. Frankowicze mówią „nie” programowi mediacji
Pilotaż mediacji, zamiast zachęcać, budzi opór. Wielu frankowiczów odbiera go jako próbę wymuszenia ugód, nie jako realną szansę na porozumienie. Choć oficjalnie mediacja jest dobrowolna, z relacji kredytobiorców wynika coś innego – presja, naciski, a nawet groźby.
Już na początku 2025 r. prawnicy informowali, że ich klienci są straszeni kosztami i możliwymi sankcjami za odmowę udziału w mediacjach. Sędziowie mieli sugerować, że brak zgody na ugodę może skutkować niekorzystnymi decyzjami – np. obciążeniem kosztami postępowania albo odebraniem odsetek za zwłokę.
Równie niepokojące były sygnały napływające ze spotkań informacyjnych. Frankowicze relacjonują, że mediatorzy mówili o ryzyku zmiany linii orzeczniczej, podkreślali długość procesów i sugerowali, że sądowa walka się nie opłaca. Wszystko to miało zniechęcić do dalszego sporu.
Oficjalnie sąd zaprzecza naciskom, ale sam fakt, że musi się tłumaczyć, pokazuje skalę problemu. Zaufanie do idei mediacji zostało podważone, zanim jeszcze projekt się na dobre rozpoczął.
W ocenie wielu frankowiczów nie chodzi tu o szukanie porozumienia, ale o ochronę interesów banków. Ugoda miałaby zamknąć sprawę po cichu, bez wyroku i bez publicznego potwierdzenia winy. W ich oczach program wygląda nie jak propozycja, ale jak przymus – a to w sądzie nie powinno mieć miejsca.
Taka atmosfera nie sprzyja dialogowi. Gdy jedna ze stron czuje się zmuszana, mediacja traci sens. Frankowicze od początku nastawieni byli sceptycznie – naciski tylko utwierdziły ich w decyzji, by walczyć o sprawiedliwość w procesie.
Mediacje frankowe – spóźniony eksperyment, który nikogo nie przekonuje
Warszawski program mediacji w sprawach frankowych od początku wzbudza kontrowersje. Zamiast pomagać, pogłębia problem. Frankowicze, którzy masowo wygrywają w sądach, nie widzą w ugodach sensu. Dla wielu to tylko niepotrzebne ryzyko i próba odebrania im wypracowanych przez lata korzyści.
Inicjatywa pojawiła się zbyt późno. Gdy linia orzecznicza jest już stabilna i niemal zawsze korzystna dla konsumentów, trudno mówić o przestrzeni do kompromisu. Ugoda przestaje być opcją, skoro wyrok może przynieść więcej – i finansowo, i symbolicznie.
Do tego dochodzi forma wdrożenia. Kredytobiorcy zostali wrzuceni w tryb natychmiastowego kierowania spraw do mediacji, często bez wyjaśnień. W tle – aluzje do kar finansowych, kosztów, groźba odebrania odsetek. To nie zachęta. To presja.
Z perspektywy frankowiczów wygląda to jak układ pod dyktando banków. Równolegle procedowany projekt ustawy frankowej, który również faworyzuje ugody, tylko wzmacnia to wrażenie.
Efekt? Niemal całkowity bojkot. Kredytobiorcy ignorują wezwania, nie wierzą w szczerość programu. A co gorsza – tracą zaufanie do samej instytucji mediacji. Zamiast polubownego rozwiązania, widzą narzędzie nacisku. Zamiast neutralności – próbę wymuszenia.
To nie tylko fiasko konkretnego programu. To ryzyko dla całego systemu rozwiązywania sporów. Jeśli najbardziej zorganizowana grupa konsumentów w Polsce wyniesie z tego projektu tylko frustrację, mediacja na długo przestanie być kojarzona z uczciwym dialogiem.
Dla wielu frankowiczów sprawa jest już rozstrzygnięta – i nie przez mediatora, lecz przez sąd. Próby narzucania ugód tylko utwierdzają ich w słuszności tej drogi. A warszawski eksperyment? Zamiast pomóc, może na długo zaszkodzić nie tylko sprawom frankowym, ale i samej idei mediacji.