Ustawa frankowa na korzyść banków – czy Frankowicze rzeczywiście mogą się jej obawiać?

Projekt ustawy frankowej spotyka się z coraz większą falą krytyki. Głos zabierają nie tylko prawnicy reprezentujący frankowiczów w sądach, ale także sędziowie i niektóre instytucje publiczne. Zaznacza się coraz częściej, że nowe regulacje mogą naruszać podstawowe prawa obywateli.

Tymczasem Ministerstwo Sprawiedliwości broni projektu, twierdząc, że przyspieszy on postępowania i odciąży sądy. Pomija jednak fakt, że frankowicze również są obywatelami – a to ich dostęp do sądu może zostać ograniczony.

Proponowane zmiany wydają się faworyzować banki, które same wybrały ryzykowną strategię kredytową. Co więcej, koszty tej decyzji mogą ostatecznie ponieść podatnicy.

Projekt ustawy frankowej, zamiast poprawić sytuację, wywołał falę sprzeciwu

Projekt miał być pokazem skuteczności Ministerstwa Sprawiedliwości, a stał się źródłem kryzysu wizerunkowego.

Od ponad dwóch miesięcy znane są szczegóły projektu – 24 artykuły rozpisane na siedmiu stronach. Większość z nich budzi zastrzeżenia prawników. Pojawiają się obawy o zgodność z konstytucją i podstawowymi zasadami prawa.

Pierwotna propozycja – łączenie spraw frankowych z powództw obu stron – początkowo nie wzbudziła większych kontrowersji. Dopiero później zaczęto dostrzegać ryzyko, zwłaszcza dla kredytobiorców. Główna obawa dotyczy zmian w sposobie naliczania odsetek.

Jeśli bank zgłosi potrącenie swojego roszczenia – nawet pod koniec procesu – sąd może orzec na korzyść frankowicza tylko nadwyżkę ponad kapitał kredytu. Odsetki za opóźnienie zostaną wówczas naliczone nie od całej kwoty, jak dotąd, ale tylko od tej nadpłaty.

W praktyce może to oznaczać spore straty. Od kilkunastu do kilkuset tysięcy złotych mniej – tylko z tytułu odsetek. Wszystko zależy od wysokości sporu i długości postępowania.

Projekt ustawy frankowej wzbudza poważne zastrzeżenia w środowisku prawniczym

Kancelarie ostrzegają, że nowe przepisy mogą naruszać zasadę pewności prawa i działać na niekorzyść konsumentów.

Mechanizm proponowany w ustawie stoi w sprzeczności z wyrokami TSUE (C-28/22, C-424/22) i uchwałą Sądu Najwyższego w sprawach frankowych. Zgodnie z tym orzecznictwem każda ze stron nieważnej umowy ma osobne roszczenia, które należy rozliczać oddzielnie – według teorii dwóch kondykcji.

Projekt zakłada coś innego. Umożliwia bankowi jednostronne potrącenie roszczeń, i to nawet na końcowym etapie procesu. W efekcie sąd może zasądzić jedynie kwotę ponad wypłacony kapitał, a odsetki będą naliczane nie od całej sumy, lecz od tej różnicy.

To oznacza realną stratę dla frankowiczów – zwłaszcza przy długich postępowaniach. Proces może trwać 5–7 lat, a kredytobiorca nie odzyska pełnych odsetek.

Taka konstrukcja daje bankom przewagę. Mogą dowolnie przeciągać sprawy – składać kolejne wnioski, powoływać świadków, odwoływać się od niekorzystnych decyzji. Nie tracą na tym finansowo, a jednocześnie osłabiają pozycję przeciwnika.

To niejedyny problem. Łączenie roszczeń obu stron w jednym postępowaniu wprowadza dodatkowe zamieszanie proceduralne i ryzyko dla kredytobiorców, którzy pierwotnie złożyli pozew, licząc na sprawiedliwe rozliczenie.

Projekt ustawy CHF może uderzyć w osoby, które już dziś toczą spory z bankami

Jednym z poważniejszych zagrożeń jest sposób traktowania przedawnionych roszczeń banków. Załóżmy, że frankowicz pozwał bank w 2020 r. Bank miał czas do końca 2023 r., by zażądać zwrotu kapitału. Nie zrobił tego w terminie – pismo wysłał dopiero w 2024 r. Roszczenie banku jest więc przedawnione. W standardowym postępowaniu konsument mógłby podnieść ten zarzut i z dużym prawdopodobieństwem wygrać.

Nowa ustawa zmienia zasady gry. Bank może wycofać pozew, zgłosić rozliczenie wzajemne i powołać się na potrącenie. W takiej sytuacji kredytobiorca może stracić możliwość skutecznego powołania się na przedawnienie.

To rozwiązanie ma działać w już trwających postępowaniach. Frankowicze, którzy wnosili pozwy, opierając się na orzeczeniach TSUE i Sądu Najwyższego, mogą nagle stracić część swoich praw.

Kolejna wątpliwa propozycja dotyczy zwrotu połowy opłaty sądowej, jeśli bank wycofa pozew, apelację lub skargę kasacyjną. Ma na to sześć miesięcy od wejścia ustawy w życie. Koszty tego pomysłu poniosą wszyscy – z budżetu państwa.

Eksperci ostrzegają: nowe przepisy mogą nie tylko utrudnić dochodzenie roszczeń przez frankowiczów, ale też nagradzać banki za zwlekanie i komplikowanie spraw.

Zapis zawarty w art. 15 projektu ustawy frankowej może mocno uderzyć w budżet państwa

Przewiduje on zwrot połowy opłaty sądowej bankom, które zdecydują się wycofać pozew, apelację lub skargę kasacyjną – pod warunkiem że zrobią to w ciągu sześciu miesięcy od wejścia ustawy w życie.

Dla przedsiębiorcy, jakim jest bank, opłata za wniesienie pozwu wynosi 5% wartości przedmiotu sporu. Tyle samo trzeba zapłacić przy apelacji – od wartości zaskarżenia.

Przyjmując, że średnia wartość sporu to 200 tys. zł, a banki złożyły ok. 40 tys. pozwów, daje to w sumie 400 milionów złotych opłat sądowych. Jeśli połowa z tej kwoty wróci do banków, koszt dla Skarbu Państwa może sięgnąć aż 200 milionów zł.

To nie jest abstrakcyjna suma. To realne pieniądze z budżetu, czyli od podatników. Państwo nie ma własnych środków – operuje tym, co wpłacają obywatele. Nowe przepisy mogą więc przynieść bankom setki milionów złotych, a wszystkim innym – tylko stratę.

Ministerstwo Sprawiedliwości próbuje tłumaczyć się z zapisów projektu ustawy frankowej

Jak dotąd bez większego przekonania. Przykładem może być postawa dr Anety Wiewiórowskiej-Domagalskiej, pełnomocniczki ministra Bodnara ds. ochrony konsumentów. W swoich publicznych wypowiedziach sugeruje, że za krytyką prawników stoją głównie ich własne interesy finansowe.

Zdaniem Wiewiórowskiej-Domagalskiej kancelarie miałyby protestować przeciw zmianom, bo odebranie frankowiczom prawa do pełnych odsetek za opóźnienie zmniejszy wysokość honorariów. Problem w tym, że taki zarzut upraszcza temat i pomija realny obraz rynku.

Nie wszystkie kancelarie stosują model „opłata za sukces”. Część działa według jasnych zasad – pobierają stałą opłatę początkową, a potem niewielki procent od wygranej kwoty. Dla najlepszych graczy rynkowych te stawki bywają bardzo przejrzyste, np. 10 tys. zł na start i 5% od wygranej. To nie są kwoty, które mogłyby uzasadniać zarzut, że prawnicy walczą o własne premie, a nie prawa swoich klientów.

Słowa przedstawicielki Ministerstwa wywołały też inne pytania – czy etyczne jest publiczne dzielenie frankowiczów i ich pełnomocników? Czy osoba zajmująca się ochroną konsumentów powinna bez dowodów podważać zaufanie do środowiska prawniczego?

Zamiast polemizować z argumentami ekspertów, Ministerstwo wybrało atak personalny. To nie poprawia wizerunku projektu, który już teraz budzi poważne wątpliwości.

Rząd od lat ma dostęp do gotowych narzędzi, które mogłyby uporządkować rynek usług prawnych

Mimo dostępu do tych narzędzi Rząd skupia się na projekcie, który ułatwia życie bankom, a nie kredytobiorcom. Zamiast rozprawić się z rzeczywistymi problemami, Ministerstwo Sprawiedliwości próbuje wmówić opinii publicznej, że to kancelarie napędzają lawinę spraw frankowych.

Tymczasem postulaty regulacyjne są znane. Naczelna Rada Adwokacka od dawna apeluje o ograniczenie działalności komercyjnych spółek prawniczych, które nie kierują się etyką zawodową, tylko zyskiem. Można by też wprowadzić przepisy dotyczące wynagrodzenia za sukces – by ujednolicić je i uczynić przejrzystym dla klientów.

Dlaczego więc resort nie zacznie od uporządkowania zasad, na jakich działa rynek prawny? Dlaczego nie wspiera tych, którzy działają rzetelnie, tylko uderza we frankowiczów – stronę słabszą w relacji z bankiem?

Coraz więcej wskazuje na to, że to nie kancelarie są celem ustawy, a skuteczna likwidacja problemu z punktu widzenia banków. Sektor nie chce dłużej mierzyć się z przegranymi sprawami. Potrzebuje narzędzi, by zatrzymać ofensywę frankowiczów. Rząd wydaje się temu przyklaskiwać.

Dyskusja wokół projektu ustawy frankowej przestała być jednostronna

Dotąd ministerialni pełnomocnicy odpierali zarzuty, wskazując na rzekomą stronniczość prawników reprezentujących frankowiczów. Dziś mają trudniejsze zadanie – krytyka płynie także z instytucji publicznych.

Rzecznik Praw Obywatelskich, Marcin Wiącek, przedstawił własną analizę. Jego 25-stronicowa opinia to szczegółowa, merytoryczna ocena dokumentu, który sam w sobie liczy zaledwie 7 stron. RPO punktuje słabości projektu i wyraża obawy, że nie rozwiąże on problemów sądów, a może je nawet pogłębić. Co istotne – wiele jego uwag pokrywa się z tym, co wcześniej mówiły kancelarie.

W Ministerstwie zapanowała cisza. Pełnomocniczka ds. ochrony praw konsumentów, dr Wiewiórowska-Domagalska, unika jasnych deklaracji. W mediach powtarza, że stanowisko Rzecznika zostanie „przeanalizowane”. Nie mówi jednak, czy resort w ogóle rozważa jakiekolwiek zmiany. To zwrot o 180 stopni – jeszcze niedawno sugerowano, że projekt nie zostanie istotnie zmodyfikowany.

Trudno dziś powiedzieć, czy rząd cofnie się pod presją. Jasne jest natomiast jedno – społeczny opór rośnie. Ustawa, która miała pomóc rozładować sądowe zatory, zaczyna wyglądać jak dokument pisany pod dyktando banków. A to może mieć swoje polityczne konsekwencje.

Projekt ustawy frankowej spotyka się z rosnącą falą sprzeciwu – tym razem ze strony sędziów

Wśród głosów krytyki pojawiają się ostrzeżenia, że nowe przepisy mogą wypaczyć sens procesu cywilnego. Sędzia Sądu Okręgowego we Wrocławiu, Ziemowit Barański, nie przebiera w słowach. W opinii opublikowanej w „Dzienniku Gazecie Prawnej” pisze wprost o „karykaturze procesu”, jaką może stworzyć projekt resortu sprawiedliwości. Według niego propozycje są rażąco wadliwe proceduralnie i grożą poważnym naruszeniem standardów postępowania.

Krytyka nie jest odosobniona. Uwagi do projektu przesłało m.in. Ogólnopolskie Zrzeszenie Sędziów „Aequitas”. W trakcie konsultacji pojawiły się też co najmniej dwie indywidualne opinie sędziów, które podważają sens forsowanych rozwiązań.

Zamiast ułatwień – możliwy chaos. Zamiast usprawnienia sądów – ryzyko paraliżu. Projekt, który miał przyspieszyć rozpatrywanie spraw, może doprowadzić do jeszcze większych problemów. I to nie według prawników broniących frankowiczów, lecz według samych sędziów.

Choć ustawa frankowa wciąż nie weszła w życie, pewne jej elementy już funkcjonują w praktyce sądowej

Przykładem jest stosowanie jednoosobowych składów w apelacjach, co budzi kontrowersje wśród prawników i sędziów. Sąd Najwyższy w uchwale III PZP 6/22 uznał takie rozwiązanie za zagrożenie dla prawa do sprawiedliwego rozpatrzenia sprawy.

Pełnomocnicy kredytobiorców wskazują, że w jednoosobowych składach decyzje dotyczące losów sprawy mogą zależeć od jednego sędziego, który nie zawsze opiera się na obiektywnych kryteriach. W praktyce, w niektórych sądach nadal zdarzają się wyroki ignorujące orzecznictwo TSUE, co utrudnia frankowiczom walkę o unieważnienie umowy. W przypadku składów trzyosobowych istnieje większa szansa na rzetelne rozpatrzenie sprawy, co może zmniejszyć liczbę niekorzystnych dla kredytobiorców orzeczeń.

Dla banków jednoosobowe składy to korzystne rozwiązanie. Każdy wyrok, który sprzyja bankowi, może być użyty do wywarcia presji na kredytobiorcach, zmniejszając ich pewność co do wyników procesu. Banki liczą, że takie orzeczenia skłonią frankowiczów do negocjacji ugodowych, co skutkowałoby szybszym rozwiązaniem sporu na ich korzyść.

Jednak warto zauważyć, że tylko 1% wyroków apelacyjnych jest niekorzystnych dla kredytobiorców. Pozostałe 99% to orzeczenia prokonsumenckie, które zgodnie z orzecznictwem TSUE zapewniają kredytobiorcom lepsze warunki niż ugoda. Dlatego warto rozważyć kontynuowanie walki sądowej zamiast zgody na rozwiązania ugodowe z bankiem.

Podsumowanie

Frankowicze znów znajdują się w centrum uwagi. Ministerstwo Sprawiedliwości, mimo krytyki, wciąż forsuje projekt ustawy frankowej. Celem jest rzekome usprawnienie pracy sądów, które mają szybciej rozpatrywać sprawy dotyczące kredytów w CHF.

Tymczasem sądy wydają coraz więcej wyroków w krótkim czasie, a banki często rezygnują z apelacji, nawet po przegranej. Zatem, czy rzeczywiście sądy potrzebują pomocy, czy może to kwestia sposobu prowadzenia spraw?

W rzeczywistości, sądom brakuje wsparcia kadrowego, nie tyle legislacyjnego. Potrzebują więcej sędziów, asystentów i urzędników, a także pełnej digitalizacji procesów. Wprowadzenie zmian zaproponowanych w projekcie ustawy, według wielu ekspertów, nie przyspieszy pracy sądów, a może wręcz wzmocnić pozycję banków w tych sprawach.

W rzeczywistości to banki opóźniają zakończenie spraw. Mają większy interes w przeciąganiu procesów niż w proponowaniu sensownych ugód. Dopóki ten stan się nie zmieni, trudno liczyć na szybkie rozwiązanie problemu frankowiczów.

Jeśli jesteś frankowiczem i szukasz wsparcia w swojej sprawie, możesz skorzystać z bezpłatnej konsultacji z ekspertem na naszej platformie porownywarkachf.pl. Dzięki temu masz możliwość uzyskania profesjonalnej porady prawnej i lepszego zrozumienia swoich szans w sprawie, bez ponoszenia kosztów. To łatwy sposób, aby uzyskać pomoc w walce z bankami.

kancelaria frankowa

Znajdź SWOJĄ
kancelarię frankową